You are currently viewing XII Festiwal Średniowieczny w Raciborzu

Uwielbiam ten festiwal. Mimo broni, która jest tam obecna na każdym kroku, to atmosfera jaka tam panuje jest jak najbardziej pokojowa. Wszędzie widać zaangażowanie uczestników w swoją pasję do historii i rekonstrukcji. Przekraczając bramę grodu, wkraczamy do zupełnie innego świata. W tym wpisie pokrótce opiszę co się działo podczas mojej tam obecności. W tym roku gościłem na festiwalu przez dwa dni, dzięki czemu mogłem jeszcze lepiej poczuć to miejsce. W tym wpisie skupię się głównie na tekście, natomiast jeżeli chodzi o zdjęcia to zapraszam do odwiedzenie moich kont w mediach społecznościowych. Na końcu wpisu znajdziesz również vlog z tego dnia, który znajduje się na moim kanale YouTube.

Dzień wyjazdu

Przygotowania zaczęły się już dzień wcześniej, ale nie były one jakieś za bardzo skomplikowane. No może poza zakupem namiotu. Dwudniowy wyjazd nie wymaga przecież zabrania nie wiadomo jak wielu rzeczy. Poza tym wręcz automatycznie pakuję wszystkie niezbędne rzeczy do pracy jako dudziarz. Choć tym razem poczyniłem jeden wyjątek. Oprócz mojego standardowego pełnego munduru przygotowałem się również na stylówkę bardziej na luzie i muszę przyznać, że to był strzał w dziesiątkę ale o tym w dalszej części wpisu.

Wracając do dnia wyjazdu. Gosia musiała pójść jeszcze do pracy a ja rozpocząłem pakowanie. Wszystko zostało udokumentowane na nagraniu. Troszeczkę z przykrością muszę przyznać, że niestety większość rzeczy, które zabrałem w ogóle się mi nie przydały ale tak to bywa. Wieczorkiem zaraz po odebraniu mojej towarzyszki podróży z pracy, wraz z naszym czworonogiem, wyruszyliśmy w drogę. Po drodze mieliśmy przerwę na odstawienie naszego pieska i nocleg, po którym wyruszyliśmy w trasę do Raciborza.

Dzień pierwszy

Wiadomo, trasa długa to i wyjechać odpowiednio wcześnie trzeba. Drogę mieliśmy całkiem przyjemną, z niewielkim ruchem. Kiedy zajechaliśmy na miejsce to oczywiście wszyscy byli już rozstawieni. My również dostaliśmy pozwolenie na rozbicie swojego namiotu na tyłach obozu, głównie z racji tego, że nasz namiot był współczesny i troszeczkę psułby klimat ale namiotem mogliśmy się zająć dopiero pod wieczór. Poza tym przywitała nas niezmiernie ciepła pogoda, jak cudownie, że byłem na nią przygotowany.

Na samym początku trzeba było się przebrać, co uczyniliśmy w jednym z namiotów organizatorów. Namiot raczej nigdy nie jest komfortowym miejscem do takich przedsięwzięć ale dałem radę. Po przebraniu się jeszcze, krótka rozgrzewka i strojenie dud i od razu ruszyłem wykonywać swoje zadanie, czyli umilanie (uprzykrzanie) festiwalu graniem na dudach.

Już podczas pierwszego przejścia spotkałem dudziarkę grającą na hiszpańskiej gaicie. Pokazałem jej jak się dostraja burdon basowy i troszkę razem pograliśmy, przy akompaniamencie janczarów i bębna.

Moja praca polegała na chodzeniu po obozie i graniu to tu, to tam, oraz na grze zwłaszcza na początku ważnych punktów w rozkładzie dnia. Takim sposobem rozpoczynałem różnego rodzaju turnieje i bitwy.

Po zamknięciu grodu dla odwiedzających przyszedł czas na wspólne biesiadowanie przy stole wraz z innymi uczestnikami festiwalu. Było jadło, był napitek, dużo rozmów i opowieści. Wszystko w migoczącym blasku lamp oliwnych.

Dzień drugi

Jak można by się tego spodziewać po biesiadzie, poranek był dość ciężki. Ciężkim krokiem wojowie wychodzili ze swych namiotów, by przygotować się do dalszych zmagań kolejnego upalnego dnia. Ja osobiście po poprzednim dniu wyglądałem jak buraczek a ten kolejny tylko poprawił moją opaleniznę. Choć muszę przyznać, że drugiego dnia było o wiele lepiej ze względu na delikatny wietrzyk. Poprzedniego dnia powietrze w ogóle się nie ruszało.

Drugi dzień to festiwalowy moment na wielką bitwę pod grodem. Jest to chyba najważniejszy moment całej imprezy. Wtedy to wszyscy dzierżący broń uczestnicy festiwalu stają w dwóch drużynach na przeciwko siebie i walczą. Dochodzi do kilku szarż i potyczek, przy czym ostatnia szarża jest najważniejsza, bo kończy się przytulasem. 

Na zakończenie odbył się jeszcze niewielki koncercik, po którym szybko zwinęliśmy namiot i wróciliśmy do Kielc, pamiętając oczywiście o odebraniu naszego kudłatego brzdąca. 

 

Poniżej umieszczam vlog z mojego kanału na YouTube, miłego oglądania.